„Nikt nie może zabrać ci tego, co przechowujesz w umyśle” Edith Eger
Pomysł nieco kiełkował w głowie… Im dłużej nad tym wszystkim myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że chodzi o zwykły strach. Lęk przed podjęciem nowego wyzwania. Szukam pretekstów, punktów zaczepienia, które pozwolą mi utwierdzić się w przekonaniu, że warto pozostać we własnej strefie komfortu. Jednak postanowienie jest dla mnie wartością nadrzędną. Przy mojej baraniej naturze pozostaje jedno: DZIAŁANIE!!! 🙂 🙂 🙂 W związku z powiedzonkiem, które nieustannie przytaczam Adasiowi MNIEJ GADANIA, WIĘCEJ DZIAŁANIA, pora zakręcić korbą. Pojawia się kolejna granica, którą postanawiam przekroczyć. Relacja poniżej.
Kilka dni przed planowaną datą mojego rowerowego wyzwania nieustannie śledzę prognozy pogody. Nie lubię deszczu, a w trakcie opadów nie znoszę jeździć, nie mniej jednak półtorej doby przed startem zapada decyzja finalna: JADĘ!!! Trudno, najwyżej mnie przemoczy, przecież nie będzie lało non stop… W sumie, jakbym się nad tym głębiej zastanowił, to nawet lubię ten lekki stres przed wyprawą, który dodatkowo nakręcony jest komentarzem z otoczenia: Co??? Ale jak??? Taka trasa??? Nie dasz rady!!! Czas, start!!! Pierwszy przystanek w Mogielnicy, po około 65 km kręcenia. Łapię oddech pod kościołem św. Floriana Męczennika wzniesionym w stylu neogotyckim według projektu Władysława Marconiego.
Wybrałem akurat ten wariant trasy ze względu na podróż sentymentalną. 🙂 Najpierw powrót do lat studenckich, gdy penetrowaliśmy ruinę w Drzewicy z Ekipą. Zamek wybudowany w latach 1527-1535 w stylu gotycko-renesansowym przez Macieja Drzewickiego – arcybiskupa gnieźnieńskiego, nad rzeką Drzewiczką niezmiennie robi na mnie wrażenie. Wiele się tutaj nie zmieniło. Tylko mi lat przybyło…
Pierwszy mały kryzys pojawił się nieco za Mogielnicą. Umysł zaczął swą mantrę. Drugi spadek mocy mentalnej przed Końskimi na widok trasy, która nieustannie prowadziła góra – dół. Zatrzymałem się na Orlenie na kofeinowy zastrzyk. Pomogło…
Sielpia Wielka to czasy Jaromirów. Aż mi się łezka w oku zakręciła gdy przystanąłem nad tutejszym jeziorem.
Faktycznie w kieleckim piździ. Srogo mnie przewiało. Szybka regeneracja w Agroturystyka Moorauge – Torfowe oczko, by naładować się przed kolejnym dniem. Z refleksji: to ten moment, ta chwila, kiedy to ponownie wychodzę z własnej strefy komfortu, by wykręcić swój własny kilometrażowy rekord (ostatnio po Mazowszu było 150 km), dzisiaj zaś 205 km. Podejmując takie wyzwania czuję, że żyję. Delektuję się wybrzmiewającą chwilą. Wstrzymuję czas, który w szarzyźnie codziennej rutyny przecieka przez palce. No i to bezcenne poczucie spełnienia… coś pięknego.
ETAP II: MORAWICA – WŁOSZCZOWICE – STAWIARY – WEŁECZ – CHATELEK – WIŚLICA – BEJSCE – MORAWINY – RACHWAŁOWICE – STRZELCE MAŁE – OKULICE – RZEZAWA / BOREK 110,7 km
Rześki poranek… Zaledwie 4 stopnie na plusie. Ponadto w oparach mgły… Zaczynam kręcić korbą inicjując drugi etap mej wyprawy. Radosny smak kolejnych kilometrów nakręconych na Irbisie okraszony bólem nóg. Sama słodycz. Gdy jestem sam ze sobą mogę skupić się na rozmyśleniach. Ponownie towarzyszy mi poczucie wdzięczności za to, co mam: zdrowie, Rodzinę, Przyjaciół. To także czas, by potęsknić i docenić mój najwspanialszy, najbliższy cały świat. Do tego takie widoczki…
Nie planowałem tego… los nagrodził mnie rowerowymi spotkaniami. W Wiślicy dołącza do mnie Piotrek. W mieście skrywającym piękną romańską świątynię miałem już przyjemność być wraz z Rodzinką w 2020 roku.
Ostatnie kilometry wiodące do Kapsa kręcimy wspólnie. Świetna sprawa, gdy poza wymiarem biznesowym można jeszcze podziałać na gruncie hobby. Podzielić się pozytywną energią. Piotr zadbał oto, aby nie było nudno. Był szuter, jechanie wałem wiślanym, terenem po skoszonej trawie, czy piękny wąwóz z wymagającym podjazdem.
Po szkoleniu produktowym czas na wymiar integracyjny w Centrum Aktywnego Wypoczynku w Borku…
ETAP III: BOREK – RZEZAWA – PROSZÓWKI – PUSZCZE NIEPOŁOMICKA – NIEPOŁOMICE – GRABIE – BRZEGI – KRAKÓW (PKP) – WARSZAWA 73,69 km
Piękny, słoneczny dzień. Z racji panujących warunków pogodowych wybieram wariant kręcenia korbą przez Puszczę Niepołomicką.
Będąc na rynku w Niepołomicach zwróciłem uwagę na tutejszy Pomnik Dzielnej Justynki. Według legendy córka leśniczego uratowała życie królowi Stefanowi Batoremu, swym strzałem z kuszy powalając tura.
Czternastowieczny zamek gotycki wybudowany w XIV wieku z inicjatywy Kazimierza Wielkiego, przebudowany w stylu renesansowym.
Drewniany kościółek pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Grabiu z XVIII wieku stanowił idealny pretekst, by przystanąć na kilka chwil.
Dobiega kresu wspaniała przygoda. Szybko przesypały się ziarenka piasku w klepsydrze – mimo że było mało snu a intensywność działań mocno wzmożona. Wrażeń było wiele… Do Syreniego Grodu zmierzam pociągiem. Jak tym razem wygląda sprawa w odniesieniu do liczb? Przez ostatnie 3 doby na Irbisie nakręciłem 389,45 km. Najważniejsze są jednak emocje. A te nieodzownie łączą się ze spotkanymi ludźmi, fajną imprezkę w gronie ludzi, z którymi na co dzień współpracuję biznesowo. Potrzebowałem tego… Zwłaszcza mój wyjałowiony codziennością umysł. Jak na moje możliwości solidna dawka wycisku. Finalnie sowita nagroda pod postacią potężnego zastrzyku endorfin, wzmocnionego morale i podbudowania ego. Natura barania tryumfuje!!!
Pojawiło się także kilka popełnionych błędów – za duży zapas płynów na starcie, czy brak luźnych bokserek na nocleg, pomadki do ust i kremu do opalania. Krok po kroczku, a w zasadzie kilometr za kilometrem zbliżam się do realizacji kolejnego celu postawionego sobie w najbliższym czasie – Mała Złota Odznaka Kolarska PTTK. Rzecz jasna nie zapomniałem o interesujących mnie atrakcjach turystycznych. Było, jak lubię: wielowymiarowo, wielowątkowo. Po prostu pięknie. Z technicznych obserwacji: noga podaje, Irbis niesie, plecak nie przeszkadza. Jestem z siebie zadowolony. Czuć moc. Poziom satysfakcji sięga zenitu!!! Mam czas na snucie kolejnych wizji… Nic tylko zakasać rękawy i Działamy Działamy dalej. Dziękuję jeszcze TomSport za zacne przygotowanie roweru. Silex idzie, jak zły 🙂