„Nie ma drogi do szczęścia. To szczęście jest drogą” Thich Nhat Hanh
Kolejne krótkie mentalne ładowanie akumulatorów. Przerwa w pogoni. Chwila dla siebie. Pochylam się nad następnymi wątkami łączącymi się z Nadwiślańskim Urzeczem. W turystycznym wymiarze wkraczam do Karczewa. Relacja poniżej.
Budynek starej karczmy w Karczewie przy ul. Warszawskiej 29. Dziś stoi zamknięty. Zabity na cztery spusty. Milczący pośród współczesnego zgiełku, mimo iż przy ruchliwej ulicy. Drzewiej miejsce pełne życia, przepełnione gwarem rozmów. Zapewne skocznej muzyki, jak również świadek waśni wręcz bitek. Tak przynajmniej wyobrażam sobie XIX wieczną karczmę, która gościła tu liczne persony.
Kościół parafialny pw. św. Wita – murowana świątynia wzniesiona została z inicjatywy kanclerza koronnego Kazimierza Bielińskiego w roku 1632. Natomiast marszałek wielki koronny, Franciszek Bieliński, przebudował kościół w latach 1733-1737 (projekt przypisuje się Jakubowi Fontanie). Świątynia została wzniesiona w stylu baroku piemonckiego w miejscu drewnianej budowli, która spłonęła (parafia w Karczewie powstała już w XIII wieku).
Cmentarz parafialny w Karczewie, jak wiele miejsc w Polsce upamiętnia poległych za naszą wolność.
Dzisiejsza odskocznia od rzeczywistości to także wizyta na cmentarzu żydowskim przy ul. Otwockiej (sąsiadujący w okolicznym lesie już odwiedziłem). Nekropolia założona w XIX wieku, była miejscem pochówku do czasu Holokaustu podczas którego większość społeczności żydowskiej Karczewa została zamordowana w Treblince. Przechadzam się po piaszczystej wydmie snując refleksje dotyczące przemijania. Działamy Działamy dalej.