„Jeśli naszym przeznaczeniem byłoby być w jednym miejscu, mielibyśmy korzenie zamiast stóp.” Rachel Wolchin
Jesień mocnym akcentem wkroczyła w naszą rzeczywistość. Zmusiła nas nawet do zmiany planów. Na całe szczęście – jak to mamy w zwyczaju – dysponujemy planem B. W ramach weekendu udajemy się do Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Warszawie. To już druga wizyta Adasia w zoo. Debiutował w Krakowie w 2020 roku. Wówczas największy entuzjazm wzbudziły pingwiny. W rodzinnym mieście natomiast… Relacja poniżej.
Nie mogło zabraknąć wielbłądzicy Józefiny… 🙂 🙂 🙂
Dzisiaj niestety lew wyłącznie w takim wydaniu.
Natomiast największe zainteresowanie wzbudziły misie polarne. Niekwestionowana wisienka na torcie. Pozytywne emocje Adasia aż buzowały w powietrzu. Coś pięknego. Miód na ojcowskie serce.
Z kolei duże koty zawsze wywierają na mnie niebywałe wrażenie. Szkoda, że nie uświadczyliśmy ani tygrysa, czy lwa…
W krainie małp. Obalamy z Adasiem mity dotyczące tych człekokształtnych stworzeń. 🙂
Generalnie rzecz biorąc wrażenia dużo bardziej pozytywne niż po wizycie w krakowskim zoo. Przede wszystkim dlatego, że wybiegi dla tutejszych mieszkańców są znacznie większe – niestety nie zawsze da się wypatrzeć zwierzęta bowiem mogą się schować, ale jak się człowiek zastanowi, to tylko dodaje wizycie smaczku – zwłaszcza w odniesieniu do dzikich kotów, czy basenu dla hipopotamów. Reasumując, fajne miejsce na turystycznej mapie Warszawy. Idealne na rodzinny spacer z kolejnym pokoleniem. Zabrakło mi wilka… Siłą rzeczy pojawił się cel w trakcie kolejnych turystycznych wojaży (jak na Wielkiej Nizinie Węgierskiej)… Dlatego Działamy Działamy dalej.
Pingback: PŁOCKIE ZOO | Inspirując do działania...