„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj” Mark Twain
Wakacje to czas całkowitego sformatowania umysłu, ale przede wszystkim realizacji podróżniczych marzeń. W związku z tym czeka na nas kolejny trop śladem UNESCO, choć nie tylko…
Pora spełnić następny cel podróżniczy wiążący się z objechaniem największego jeziora w Europie Środkowej. Jak również zaszyć się w lokalnej winnicy degustując owoce natury.
Trasa w skrócie:
Długość: 2384 km
Czas podróży: 15 dni
Początek i koniec: Pałac w Żakowie, Warszawa, Wilanów zone
Przebieg trasy: Rzeszów – Iwonicz-Zdrój – Lewocza – Koszyce – Tarcal – Tokaj – Hortobagy – Eger – Holloko – Budapeszt – Domos – Wyszehrad – Sosto – Siofok – Zamardi – Fonyod – Kaszthely – Badacsonytomaj – Szigliget – Badacsony – Revfulop – Tihany – Balatonfured – Alsoors – Komarno – Hurbanovo – Tesarske Mlynany – Cieszyn – Częstochowa – Mszczonów
PROLOG:
Przed startem mocna rozgrzewka. W piątek świętujemy urodziny Lipia. Zastaje nas świt.
W sobotę zmierzamy pod Mińsk Mazowiecki na weselisko Moniki i Gregora.
Dzieje się…
STARTUJEMY:
Nastał ten długo wyczekiwany moment – w drogę. Powietrze aż wibruje od emocji. Tak, ruszamy w nieznane, aby poczuć wiatr dmący w żagle. Przygodo trwaj…!!! Z wesela od Gregora zawija nas Marta z Tomkiem… Pegaz rusza w stronę słońca.
3… 2… 1… START
Pałac Żaków – Rzeszów – Iwonicz-Zdrój – Lewocza
Pierwszy postój Iwonicz-Zdrój.
MALOWNICZE RUINY:
Obiekt znajdujący się na prestiżowej liście UNESCO w miejscowości Lewocza. Słowackie ruiny zamku spiskiego cieszą się opinią najpiękniejszych w Europie.
Kompleks zamkowy z przełomu XI i XII wieku. Zajmuje powierzchnię ok 4 hektarów. Ruiny stanowią unikalny przykład średniowiecznego zamku królewskiego.
Pierwszy kamping, na którym zatrzymujemy się w trakcie wyprawy: Autocamp Levocza (nocleg 6 euro/osoba. Ładna, zielona, gęsta trawka. Na kempingu cicho. Sanitariaty czyste aczkolwiek naruszone zębem czasu. Przemiły właściciel, który poratował nas pieczywem). Przygoda zaczyna żyć swoim życiem.
Lewocza – Koszyce – Tarcal
LEWOCZA:
W całości zachowane stare miasto na planie nieregularnego owalu, otoczone murami obronnymi. Gotycki kościół fary pw. Świętego Jakuba. Po katedrze koszyckiej jest to drugi, co do wielkości kościół gotycki na Słowacji. Miasto wpisane na prestiżową listę UNESCO, ale szczerze mówiąc szału nie było czuć.
KOSZYCE:
Przemieszczając się w stronę Węgier zaliczamy Koszyce, drugie, co do wielkości miasto Słowacji pod względem liczby mieszkańców. Nazywane „żelaznym lub stalowym sercem” Słowacji dzięki największej w tym kraju hucie żelaza.
Wieża Św. Urbana wzniesiona w XIV wieku pełniła funkcję wolnostojącej dzwonnicy dla Katedry Św. Elżbiety. Ta gotycka katedra jest największą świątynią katolicką na Słowacji.
GOSZCZĄC SIĘ U MADZIARÓW:
„Pewien Węgier raz powiedział: wolałbym, żeby mi dukat spadł na ziemię niż kropla wina. Gdy go zapytano dlaczego, odrzekł: bo dukata podniosę, a kropli wina już nie”
Węgry przywitały nas deszczem oraz dziurawymi drogami. Trzeba było kluczyć ostrym zygzakiem. Nie mniej pozytywna energia mocno buzuje. Wreszcie jesteśmy.
SJESTA W REJONIE TOKAJU:
„Kto węgierskie pije, po śmierci nie gnije”
Tarcal – to pierwsza miejscowość, w której się zatrzymujemy na terenie Węgier. Nocleg na posesji u… Janusza. Zbieg okoliczności??? Dogadaliśmy się na dostęp do łazienki z prysznicem za 1250 ft/osobę. Dzięki temu w pełnym, czteroosobowym składzie rozsiadamy się w Szedmak Pince, zaledwie około pięćdziesiąt metrów dalej. Pora na degustację tutejszego wina. W końcu klimat UNESCO czuć przesiadując w lokalnych winnicach.
Dzięki Botrytis cinerea i Cladasporium cellare (rodzaje pleśni) możemy cieszyć się wybornym smakiem okolicznych trunków. Winorośl uprawiana jest tutaj co najmniej od tysiąca lat na południowych stokach dobrze nasłonecznionych wulkanicznych wzgórz.
W objęciach słoneczników.
Tarcal – Tokaj – Hortobagy – Eger
Krajobraz kulturowy Tokaju wpisany został do UNESCO. Krajobraz z okolicy tworzy mozaikę zielonych winnic, gospodarstw rolnych oraz urokliwych wsi i miasteczek o długim rodowodzie. Stolicą jest rzecz jasna niewielki Tokaj urzekający małomiasteczkowym urokiem. Winorośl uprawiana jest tutaj co najmniej od tysiąca lat.
Jak głosi powiedzenie: „Stary węgrzyn dobry, ale stary kochanek diabła wart”
Spacer po osławionym Tokaju, który położony jest u zbiegu Bodrogu i Cisy.
Bachus – obowiązkowy punkt programu.
W WĘGIERSKIM PARKU NARODOWYM:
Kolejny cel – Park Narodowy Hortobagy. Istny raj dla miłośników natury. Ogromne stepy i bagna, które zostały objęte ochroną jako najstarszy a jednocześnie najrozleglejszy park narodowy na Węgrzech. Jest to unikalne wykorzystanie okolicznych trawiastych terenów przez wspólnoty pasterskie nieprzerwanie od ponad 2 tysięcy lat. Naturalizm w czystej postaci. Można chłonąć symbiozę człowieka z dziką naturą.
Najbardziej upragniony widok: wilk. Trzeba było wykazać trochę cierpliwości, aby go upolować w pełnej krasie. Jedno jest pewne: opłacało się.
Widok Wielkiej Niziny Węgierskiej robi wrażenie. Przechowuje i utrwala widok Wielkiej Niziny z jej kochającymi wolność pasterzami.
Tamtejszy kamienny most o dziewięciu przęsłach. Najdłuższy kamienny most na Węgrzech. Jak na mnie nie zrobił wielkiego wrażenia.
W STOLICY BYCZEJ KRWI:
Spokój o poranku…
Budzące się do życia słonko, ćwierkające ptaszki i miłe uśmiechy innych ludzi na kempingu. W Egerze nocujemy na Tulipan kemping. Nocleg 2000 ft/osoba. Bardzo fajny kemping. Dużo zielonej trawy. Czyste, współczesne sanitariaty. Z pewnością tutaj wrócę, jak będę w okolicy.
Eger – miasto biskupie, którego początki sięgają XI wieku.
Zamek (var) warownia z XIII wieku. Symbol patriotycznej postawy Węgrów. W 1552 roku przeciw ogromnej armii tureckiej stanęła do obrony zamku zaledwie garstka. I nie ulegli!!!
Dolina Pięknej Pani robi wrażenie. Będąc w okolicy koniecznie trzeba tu wstąpić na degustację. W końcu za młodu pijało się Byczą krew… Zawartość butli wówczas była nieco inna, ale kto by zwracał uwagę na takie szczegóły.
Eger – Holloko – Budapeszt – Domos
Utożsamiam się ze stwierdzeniem Roberta Collier’a „Wszelka moc pochodzi z wewnątrz, a tym samym znajduje się pod naszą kontrolą” Dlatego: zero autostrad, jedynie lokalne drogi, aby poczuć węgierski klimat jeszcze mocniej. Pegaz dziarsko pokonuje kolejne kilometry. Ponadto spokojnie, bez pośpiechu. Podczas całej wyprawy trasy skalibrowane tak, aby nie gnać z wywieszonym jęzorem. Hasło kluczowe: tylko spokój.
WIOSKOWE KLIMATY:
Ruszamy dalej. Czas na Holloko (Kruczą Skałę) – jedyna wioska na Węgrzech wpisana wraz ze swoim otoczeniem na tę prestiżową listę UNESCO. Jej geneza sięga XIII wieku. Tutaj życie społeczności lokalnej zdaje się rządzić swoimi prawami. A realia czasu nie obowiązują. Osada zachowała swój oryginalny charakter. Żywy skansen wsi palockiej.
Na wzgórzach Cserhat, które otaczają wioskę króluje zamek z XIII wieku. Rzecz jasna zwiedzamy go. Nie ma innej możliwości.
W ZAKOLU MODREGO DUNAJU:
Nocleg w miejscowości Domos. Cena: 2175 ft/osoba. Spore parcele. Profesjonalna obsługa. Sanitariaty z poprzedniego ustroju, ale dają radę. Było czysto. Fajna opcja z basenem na terenie obiektu. Dzięki „świetlicy” mogliśmy obejrzeć mecz.
Budzę się rano i czuję wolność.
Mam nieskrępowane ręce,
swobodną głowę i radosne serce.
Jestem blisko natury.
A na deser konsumuję orzechy z drzewa rosnącego przy Pegazie.
Chce się żyć.
„Bez pasji i zaangażowania nie może się udać nic wielkiego” Hans Altmann
Domos – Wyszehrad – Sosto
W średniowieczu Wyszehrad był stolicą Węgier. Na pierwszy ogień idzie Pałac królewski – przebogate stanowisko archeologiczne. Wzniósł go Karol Robert Andegaweński w latach 1320-23. Był on uważany wówczas za jedną z najwspanialszych rezydencji królewskich w Europie. To właśnie tutaj odbywały się Zjazdy Wyszehradzkie. Podczas pierwszego z nich (1335) brał w nim udział Kazimierz Wielki i królowie Czech (Jan Luksemburski) i Węgier Karol Andegaweński. W Pałacu zawiązała się Grupa Wyszehradzka. Podziwiamy węgierskie średniowiecze w pełnej krasie.
Wieża Salomona – Król Maciej przez pewien czas więził tutaj wołoskiego wojewodę Włada Palownika (Drakulę). Znajduje się niemalże u stóp okazałej cytadeli.
Cytadela – jej historia sięga czasów starożytnych kiedy to znajdowała się tutaj rzymska twierdza przygraniczna. W połowie XIII wieku po licznych najazdach mongolskich król Węgier Bela IV zlecił budowę fortyfikacji.
Dla takich widoków warto zdobywać szczyty.
Majestatyczny, leniwy, dumny, piękny… Po prostu modry Dunaj.
Klasyk… Ikarus zlokalizowany gdzieś na trasie w drodze nad „węgierskie morze”. Jeździło się niegdyś takim w poszukiwaniu wiedzy. A teraz w Warszawie tego typu pojazdy to już relikt.
Uśmiech,
otwartość,
brak dystansu,
chill…
„Idź za swoim szczęściem, a wszechświat otworzy przed Tobą drzwi tam, gdzie dotąd były tylko ściany” Joseph Campbell
WOKÓŁ BALATONU:
Wchodzimy w kolejny etap. Nadciąga jeden z głównych celów podróży. Niech nam się zakręci w głowie podczas objeżdżania „węgierskiego morza”. Zaczynamy objazdówkę od południowej strony. Po krainie gwarantującej pomyślność i dobrobyt, o łagodnym klimacie i wydajnych glebach. Za czasów rzymskich jezioro nazywano Pelso. Obecna nazwa wywodzi się od awarskiego słowa błatno, oznaczającego stojącą wodę.
Na początek zakotwiczamy w Siocamping 2700 ft/osoba. Parcele w porządku. Sporo drzew. Sanitariaty z poprzedniego ustroju, ale dają radę. Dużo owadów, ale na całe szczęście nie gryzących. Tak na dobrą sprawę: jakie to ma znaczenie??? W końcu jesteśmy nad Balatonem.
Sosto – Siofok – Zamardi
Siofok swoją nazwę zawdzięcza rzece Sio, która w tym miejscu wypływa z Balatonu. Uchodzi za letnią stolicę Węgier.
Najstarsza ulica w mieście – Batthyany
Istvan Szecheny – pomysłodawca i założyciel Balatońskiej Żeglugi.
Wieża ciśnień powstała w 1912 roku. Tamtejsza restauracja na wysokości 45 metrów z obrotową platformą robi wrażenie. Fajny pomysł na oglądanie panoramy Balatonu i miasta. To także właściwy moment na dobrą kawę.
Kemping Mirabella 3300 ft/osoba. Dobrze zorganizowany kemping, ze wszystkim czego potrzeba. Jedyne do czego można się przyczepić: kolejki przed męskimi łazienkami, bardzo długie załatwianie spraw formalnych w recepcji, temperatura wody pod natryskiem, bez możliwości regulacji. Najważniejsze jednak, że nad samym Balatonem. Trawiasta plaża z natryskami. Stąd też zagościliśmy tutaj na kilka noclegów. Pełen chill… Zdecydowanie najlepsze miejsce do kempingowania w trakcie całej wyprawy.
Zanurzam stopę, delikatnie.
Potem drugą.
Chłonę „węgierskie morze”.
Powoli…
łyżeczką…
„A więc szczęście jest w gruncie rzeczy paliwem sukcesu” John Hagelin
Plaża usytuowana przy kempingu oferuje dobre zejścia do wody. W początkowej fazie nieco zaskakujący jest fakt, że jezioro jest takie płytkie. Dobre kilkadziesiąt metrów od brzegu, głębokość przy bojce wynosi 120 cm. Stwarza to wiele możliwości do aktywności w wodzie. Istny raj dla dzieciaków. Choć nie tylko… ja także czuję się tutaj po prostu wspaniale.
Zapach kawy o poranku nęci nozdrza.
Całe dnie na świeżym powietrzu. Bliskość ze wspaniałą naturą.
Zamardi – Fonyod – Kaszthely – Badacsonytomaj
Przez Fonyod niemalże przebiegamy. Stajemy tylko po to, aby poczuć klimat kolejnego miasteczka usytuowanego nad Balatonem.
Starożytność zawsze wzbudza emocje. Stąd też zwiedzamy Valcum Castrum romai erodrom II, czyli pozostałości rzymskiej twierdzy z IV wieku. Warownia strzegła rzymskich szlaków handlowych wiodących z dzisiejszego Pecs do Szombathely i z Budy w kierunku Adriatyku. Liczyła sobie 44 wieże, a potężne mury skrywały magazyny, łaźnie, budynki reprezentacyjne i administracyjne oraz cmentarz.
W miejscowości Kaszthely, poza spacerem głównym deptakiem prowadzącym ulicą Kossutha zwiedzamy Pałac Festeticsów – czwartą co do wielkości rezydencję magnacką na terenie Węgrzech.
Na północy jeziora przywitały nas kempingi, które nie spełniały naszych oczekiwań. Dużo szuwarów, daleko od plaży. Osiedliśmy dopiero na trzecim z nich. Na kempingu Tomaj przytulamy się Pegazem pod drzewem. 3125 ft/osoba w sektorze B. Dużo drzew, więc można liczyć na cień. Wieczorem trzeba było zmierzyć się z komarami. Sanitariaty w porządku. Parcele nie wyznaczone tak formalnie, jak w przypadku kempingów na południu. Klimat przypominający polskie mazury. Bliskość pociągu zakłóca wieczorne przesiadywanie intensywnym hałasem. Ale my nic sobie z tego nie robimy. Najważniejsze jest tu i teraz. No i że RAZEM.
Badacsonytomaj – Szigliget – Badacsony – Revfulop
Warto było cofnąć się kilka kilometrów, aby spenetrować zamek usytuowany na wulkanicznym wzgórzu. Wzniesienie nazywane bardzo różnorodnie: Wzgórze Majówek, Spódnica Królowej, Dach Soponya, czy nawet Wzgórze Wisielców.
Budowę twierdzy datuje się na 1262 rok. Warownia nie została zdobyta podczas tureckiego najazdu. Wysadzony przez Austriaków, a ostateczny koniec przypieczętował pożar będący wynikiem uderzenia pioruna. Wspaniałe miejsce by delektować się panoramą Balatonu i okolicznych wulkanicznych wzgórz.
Badacsony określane jest mianem serca nadbalatońskiego winiarstwa. A naszej uwadze nie mógł umknąć kolejny znany region produkcji wina. Tutejsza góra jest powulkanicznym twardzielcem o charakterystycznej sylwetce trumny o płaskiej powierzchni, zbudowanym z bazaltu. Najmocniejsza, jak dotychczas trasa dla Pegaza. Spoglądamy na Balaton z góry. Poza pięknym widokiem „węgierskiego morza” nasze oczy cieszy widok stoków pokrytych winnicami.
Balatontourist Napfeny Kemping. 3150 ft/osoba. Kemping nad samym Balatonem. W wodzie wodorosty. Dobrze wydzielone parcele. Sanitariaty w porządku, sprzątane przez cały dzień. Bogata infrastruktura. Denerwujący pociąg, przejeżdżający co jakiś czas. Zostajemy tutaj na dwie noce.
Duch kempingu ujawnia się z chwilą gdy zaczynasz czuć wyhamowanie,
gdy ogarnia Cię błogi stan: NIC NIE MUSZĘ.
Czas spowalnia,
sączy się leniwie
a TY uzmysławiasz sobie, że donikąd nie pędzisz.
Wówczas pojawia się refleksja.
Smakowanie sensu życia,
by finalnie odczuć wewnętrzną harmonię.
„Zacznij oczekiwać wielkich rzeczy, a robiąc to, będziesz z wyprzedzeniem tworzył własne życie” Rhonda Byrne
Magia fal rozpryskujących się na przybrzeżnych kamieniach,
szumiące na wietrze liście,
chmury sunące po nieboskłonie,
drzemka ucięta na plaży.
Leżąc na kocu da się odczuć bicie serca Planety.
Z głowy ulatują złe myśli,
serce oczyszcza się z trosk,
a organizm chłonie otaczającą go poświatę czystej formy naturalizmu.
Człowiek zaczyna wówczas cieszyć się z małych rzeczy.
„Wszystko, czym jesteśmy, to rezultat tego, o czym myśleliśmy i myślimy” Budda
Na północnym brzegu Balatonu, miejscowości Revfulon można poczuć się, jak nad morzem. Silne podmuchy wiatru spieniają fale, natomiast stojąc na tamtejszym molo w niektórych miejscach ciężko dostrzec drugi brzeg.
Revfulop – Tihany
Czas na miejsce, na które wyczekiwałem najbardziej w odniesieniu do północnej części wybrzeża Balatonu. Wkraczamy Pegazem na półwysep Thinany, do wulkanicznej krainy.
Tihany – nazwa wywodzi się od słowiańskiego słowa „cisza, cichy”. Stanowi osobliwą enklawę przyrody z dwoma jeziorami wulkanicznymi. Znajdujące się tutaj opactwo benedyktyńskie, założone w 1055 roku przez Andrzeja I, jest jednym z najważniejszym zabytków związanych z wczesną historią Węgier.
Wzgórze Echo – wg jednej z legend echo to głos dumnej księżniczki, która nie chciała zaśpiewać choremu synowi króla balatońskich fal, zakochanemu w niej po uszy (wcześniej wystarał się on dla wybranki o prześliczny głos). Chłopak zmarł a jego ojciec z zemsty zamknął nieczułą księżniczkę w jaskini, gdzie odtąd musiała odpowiadać każdemu.
Baratlakasok (osada mnichów) składa się z wydrążonych w 20-sto metrowej ścianie skalnych pustelni. To unikat w tej części Europy. W okresie średniowiecza XI – XIV wiek osiedli tu mnisi prawosławni.
Półwysep Tihany zapewnia szereg wrażeń. Warto pospacerować tamtejszymi pieszymi szlakami turystycznymi.
Ruiny średniowiecznego kościółka.
Dalej się już nie da. Jesteśmy na południu półwyspu.
Debiutancki nocleg na dziko i towarzyszący temu dreszczyk emocji. Blisko publicznej, bezpłatnej plaży, niestety betonowej (wystarczy przejść przez ulicę). W zasięgu zewnętrzny natrysk publiczny i toaleta. Kranik z wodą i dostęp do darmowego WIFI. Niedaleko można coś zjeść. Żywopłot oddzielający od drogi. Czasem auta zakłócały ciszę nocną, ale kto by się czepiał szczegółów. Miejscówka za darmo w godzinach 20-9. Potem w grę wchodzi miejscowy parkometr. Wieczorna inwazja komarów zmusiła nas do koczowania w busie.
Na Półwyspie Tihany zaliczamy wszystko to, co chcieliśmy.
Tihany – Balatonfured – Alsoors
Balatonfured – czuć klimat uzdrowiskowego miasteczka. Jak dla mnie ichniejsza „zdrowa” woda nie do wypicia. Klimatyczna promenada. Z tutejszej przystani w 1846 roku wyruszył pierwszy na Balatonie statek parowy.
Pomnik ofiar zatonięcia statku Pajtas.
Jaskinia Loczy w porządku. Warto tu wstąpić jeśli przy okazji zwiedza się inne miejsca. Jechać w tę okolicę tylko dla jaskini: szkoda czasu. Tym bardziej, że jej zwiedzanie jest mocno specyficzne. Tamtejszy przewodnik oprowadza jedynie w języku węgierskim, aby kupić bilety wstępu trzeba czekać, jak skończy oprowadzać grupę (my czekaliśmy około 40 minut). Jeśli interesuje Cię więcej informacji, kupując bilet poproś o broszurę w języku angielskim. Do pakietu dostaliśmy także latarkę. Pracownik bardzo miły i kompetentny, biegle mówiący po angielsku.
Najbardziej oryginalna knajpa, w jakiej byliśmy w trakcie węgierskiego tripu.
Pelso camping 3445 ft/osoba. Dobrze wydzielone parcele. Kabin WC mogłoby być nieco więcej. Osoba sprzątająca nie do końca nadążała ze sprzątaniem przez co nie było do końca czysto. Kemping usytuowany nad samym Balatonem. Generalnie dobra infrastruktura. Płytka woda, nie mniej jednak dużo żwirku, kamieni i wodorostów (wejście przy zjeżdżalni). Dużo lepiej z kąpieliskiem, jeśli chodzi o dno Balatonu od strony baru plażowego. Dużo atrakcji dla dzieci, zarówno na brzegu, jak i w wodzie. Ładny widok na półwysep Tihany i górujący tam klasztor.
Na deser burza. Na całe szczęście bezpiecznej od nas odległości. Do czasu… Nad Pegazem czarne chmury zawitały w nocy. Dobry prezent na finałowe pakowanie busa przed drogą powrotną do Wawy.
FINAŁOWE PODSUMOWANIE:
W niedzielę powrót „na raz” do domku. Przygody dobiega kres. Węgry żegnają nas deszczem..
Alsoors – Komarno – Hurbanovo – Tesarske Mlynany – Cieszyn – Częstochowa – Mszczonów
Węgrzy mają jeszcze przed sobą sporo do zrobienia w temacie rozwijania turystyki. Przydałoby się np. więcej informacji dotyczących lokalnych atrakcji. Znaki na miejsca wpisane na prestiżową listę UNESCO mogłyby pojawiać się częściej. Nawet przy lokalnych drogach, którymi się przemieszczałem. W końcu nie wszyscy muszą korzystać z autostrad, zwłaszcza, gdy przyświeca Ci idea poznawania lokalnych miejsc (w pozostałych częściach kraju mogłoby być, jak nad Balatonem). Z całą pewnością Węgrzy nadrabiają jednak fajnym i szczerym podejściem do turystów. Urlop uważam za udany. Polecam Węgry, jako dobre miejsce na uprawianie turystyki caravaningowej. Jest to także królestwo Bogracza – bodaj najczęściej jedzona przez nas węgierska potrawa.
Jadąc na Węgry i wypoczywając stacjonarnie warto bardzo dokładnie, jeszcze przed wyjazdem, określić swoje oczekiwania a potem dobrać coś pod swoim kątem, aby nie czuć rozczarowania. Balaton serwuje bowiem bardzo dużą różnorodność. Od standardu kempingu, zejścia do wody i grunt (żwirek, piasek, kamienie, wodorosty) a na kolorze wody skończywszy. Warto także spojrzeć na rozpiętość cenową, jeśli dysponujemy określonym budżetem. Generalnie uważam, że Balaton stanowi bardzo fajne miejsce do wypoczynku. Zarówno dla tych, którzy poszukują zacisznych miejsc, jak i miłośników gwarnego, kurortowego spędzania wakacyjnych chwil.
Wyjazd ciekawy także z tego względu, że wszystko było nowe. Ogrom niedoświadczanych do tej pory doznań wiążących się z van life. Pierwsze szlaki przetarte. Obieramy świadomie wyznaczony azymut na nowych, fascynujących wodach.
Słońce muska zarys maski.
Wiatr porusza rozwartym dachem.
Me oczy natomiast delektują się widokiem marzenia, które wydajnie zakwitło.
Zapełnia się turystyczna mapa naszych wspólnych eskapad. Już teraz w pełni wiem, że Pegaz jest strzałem w przysłowiową 10!!! Rozwiały się nikłe obawy. Jak napisała Lisa Nichols „jesteś projektantem swojego przeznaczenia. Jesteś jego autorem. Sam piszesz historie. Pióro tkwi w Twoim ręku, a wynik zależy od tego, co wybierzesz”. Na deser jeszcze kilka ujęć z busowego życia…
Nieprawdopodobne doświadczenie, gdy podróżujesz w cztery osoby przemierzając duże ilości kilometrów, zwłaszcza w tak niewielkiej kubaturze.
Wakacyjny trip Pegazem to nakręcenie 2384 km.
Chcę więcej i więcej i jeszcze więcej. Działamy Działamy dalej.
Pingback: WESTERPLATTE | Inspirując do działania...