Mimo maratońskiego tempa w pracy z uśmiechem na ustach wstaję w niedzielę rano bowiem wiem, co za chwilę mnie czeka. Wybywam z mą największą Fanką na bieg i marsz. Dla każdego z nas coś miłego 🙂
Spacerując w stronę miejsca zbiórki.
Poziom energii jest bardzo duży. Za chwilę rozgrzewka a potem ogień.
Ostatnie poprawki.
Jeszcze rozciągnięcie mięśni.
Ostatnia prosta przed rozpoczęciem biegu.
Motywacyjne foto tuż przed startem.
Jest życiówka. Msc open 2483, czas: 00:50:54, M30 – 495.
Ten pierwszy po ukończonym maratonie tydzień zwieńczony zostaje podwójną nagrodą.
Po pierwsze drugi rok z rzędu wziąłem udział w największym biegu ulicznym w Polsce: BIEGNIJ WARSZAWO,
po drugie bliscy kibicowali mi w trakcie inicjatywy MASZERUJĘ i KIBICUJĘ.
Z Siostrzyczką, która wraz ze mną walczyła na trasie i również wykręciła życiowy czas.
Niedzielny start stanowił dla mnie sentymentalną podróż bowiem dokładnie na takiej samej trasie wystartowałem rok temu w swoim dziewiczym biegu na 10 km.
Wypełnia mnie moc na samą myśl, jak dużo wydarzyło się przez ostatnie 12 miesięcy w moim życiu. Jak mocno się zmieniłem. A to dopiero początek… Ponadto dopiero po kilku dniach zdałem sobie w pełni sprawę, jak dużą wiarę w mój sukces przejawiała Zuza. W trakcie naszej rozmowy stwierdziła, że nie miała wątpliwości, że niedzielny start zostanie zwieńczony tak dużym sukcesem. Jest to dla mnie wspaniała refleksja zamykająca temat maratonu. Pora spojrzeć w przyszłość…