W sobotę rano ruszam przed siebie. Nie zniechęca mnie panujący mróz. Jak dotąd najniższa temperatura na poziomie -10. Jednak nie ma przebacz. Atakujemy.
Tym razem Falenicę podbijałem wraz z Ewą, Championem i Zabieganym Warszawiakiem.
Sobotni start w Falenicy stanowił dużą walkę wewnątrz mego umysłu. Intensywniej niż to zwykle bywa ścierały się myśli przemawiające za tym, aby przejść w marsz z ambitnym walczeniem do końca. Rzecz jasna Działamy Działamy i nie odpuszczamy. Nie pochyliłem głowy tylko podjąłem walkę. Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Pobiegłem szybciej niż planowałem i nawet otarłem się o rekord trasy (do jego pobicia zabrakło dosłownie 4 sekund). To dobrze rokuje. Na własnej skórze (w wymiarze sportowym) poczułem słowa, które napisał Mateusz Grzesiak: „Nie ma nic bardziej fascynującego niż możliwość odkrywania tego, że nie jesteś już tym, kim myślałeś, że jesteś” W tym momencie gratuluję Zabieganemu Warszawiakowi i Championowi, którzy zawiesili sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Już przy pierwszym starcie wykręcili życiówki na wydmie.