CZASOWY LABIRYNT

Czuję się jak cebula… Obieram mą świadomość z zewnętrznych, jałowych warstw zastoju, lenistwa, myślenia typu: NIE DA SIĘ, NIE POTRAFIĘ, czy też NIE CHCE MI SIĘ.

Biegnąc wciągam głęboko powietrze nosem aby poczuć magię życia. Czuję miarowo bijące serce, słyszę harmonijny oddech i jestem zadowolony, że udało mi się zrobić kolejne kroki na drodze samorozwoju. W głowie analizuję słowa Briana Tracy: „Ludzie sukcesu mają bardzo jasno zdefiniowane cele. Wiedzą kim są, i wiedzą, czego chcą. Zapisują to sobie i planują, jak to osiągnąć. U ludzi, którzy sukcesów nie odnoszą, cele grzechoczą w głowie, jak kamyk w puszce. Moim zdaniem cele nie zapisane to tylko marzenia. Każdy ma marzenia, ale pogoń za nimi przypomina strzelanie kulami bez prochu. Życie bez zapisanych celów to jak polowanie ze ślepymi nabojami – a na polowanie trzeba przygotować się znacznie lepiej.” Skupiam się na wypowiedzi człowieka, z którego koncepcji korzystam w życiu codziennym, przede wszystkim zawodowym.

W czwartek niezmiernie ciężko było zmobilizować się do porannego treningu. Nie dość, że święto to jeszcze wcześniejsze rowerowanie dawało o sobie znać. Gdy startowałem Wilanów jeszcze senny, powoli budził się do rzeczywistości. Bardzo mało osób mijałem na swojej drodze. W czasie biegu miałem duże problemy z unormowaniem tętna. Ciężko mi było ściągnąć lejce, abym biegł w pierwszym zakresie budującym mą wytrzymałość tlenową. Ponadto w trakcie treningu miały miejsce dwa poważne kryzysy psychiczne. Wyszukiwanie wymówek i sygnałów w ciele, aby mieć możliwość zakończenia treningu i powrotu do przytulnego mieszkanka. Finalnie udało się jednak zrealizować założenia treningowe (19,34 km w czasie 2:29:35). W końcu ksywka Stalowy Rumi zobowiązuje!!!

65

Chyba jednym z największych elementów motywujących w trakcie biegania jest dla mnie moment, kiedy pozdrawiają mnie biegacze 60+ i obdarzają szerokim uśmiechem. Me serce rozpala się wówczas do czerwoności i pokazuję im radosne jest w porządku. Dlatego też w piątek powtórzyłem poranny trening. Tym razem biegałem w drugim zakresie. Dwa dni z rzędu z rana, tego jeszcze nie było…

Po intensywnych treningach odczuwam efekt płonących mięśni. Czuję, jak wewnątrz mnie wszystko buzuje. Krew przelewa się niczym gorąca lawa po zmęczonych tkankach i narządach. Czuję, że żyję!!! Uwielbiam ten stan.

Na moim licu pojawia się uśmiech, gdy słyszę od kogoś: nie mam czasu. Może jestem w błędzie, ale doba każdego z nas ma 24 godziny. Z jednej strony to rozumiem bowiem sam jeszcze jakiś czas temu wygłaszałem ten komunał. Trwało to do czasu nim usiadłem i zastanowiłem się, że problem tkwi w zupełnie czymś innym. A mianowicie w chęciach i priorytetach. Czy nie lepiej, zgodnie z prawdą, powiedzieć: nie chce mi się; wolę zrobić coś innego; nie podoba mi się ten pomysł niż okłamywać się wizją braku czasu… Jeszcze rok temu sam bym tak mówił, a dziś: proszę na samo bieganie w tym miesiącu dziwnym zbiegiem okoliczności udało się wygenerować 18 godzin i 50 minut czasu.

Jest to kwestia priorytetów, chęci i szczerości wobec samego siebie. Zachęcam do konstruktywnej refleksji. Uwaga: nawet sceptycznej refleksji. Uwielbiam sceptyków, w odróżnieniu od ignorantów. Dzięki sceptykom świat idzie do przodu. Oni bowiem nie przyjmują odgórnie prawd, muszą sprawdzić sami. Myślę, że Kolumb był dużym sceptykiem.

W mojej opinii warto stać po właściwej stronie barykady. Obiektywna historia i tak oceni nasze wybory… Jak rzekł Darren Hardy: „Czas się obudzić i zrobić krok  w stronę krainy słusznych wyborów.”

Szanuję sobie także ludzi, którzy uczciwie mówią nie chce mi się, nie podoba mi się to. Bierność w mych oczach jest jedną z największych plag ludzkości. Bierność stanowi chorobę, która stopniowo trawi nasze jestestwo wpychając nas w otchłań apatii intelektualnej, społecznej ogólnie rzecz ujmując życiowej.

Omijam ignorantów szerokim łukiem. Szkoda tracić pozytywną energię na walkę z wiatrakami. Chyba już z tego wyrosłem. Wyleczyłem się ze zbawiania świata. Uzmysłowiłem sobie, że potrzebę zmian należy odczuwać wewnętrznie. Pielęgnując swą niebywale wartościową rzecz: jaką jest czas, inwestuję w pozytywne jednostki. Obcując z nimi ładuję swoje akumulatory jednocześnie dzieląc się z nimi swoją pasją.

Tydzień niezmiernie skomplikowany jeśli chodzi o organizację czasu. Z jednej strony święto, z drugiej zaś wesele w Łomży a potem wyjazd szkoleniowy do Krakowa. Ale nic to. Trzeba sobie radzić w każdej sytuacji. Byle do przodu.

Podziel się na:
  • Facebook
  • Twitter
  • Tumblr
  • LinkedIn
  • Google Bookmarks
  • email
  • PDF

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *