PODBIJAMY CZERSK

Życie obfituje w nieodgadnione niespodzianki. Spontaniczne momenty, które pojawiają się, jak gdyby znikąd. Są to sytuacje, które odmieniają życie. Powodują, że chwila już nigdy nie będzie taka sama. Zmieniają sposób myślenia, otwierając umysł na odmienne niż dotychczas horyzonty.

W piątek rano obudził mnie radosny szept lasu. Idealna harmonia przyrody pobudzała do działania. Po odżywczym koktajlu, aby było z czego czerpać energię, wziąłem w jedną rękę banana w drugą wodę i do boju. Trzeba zrealizować plan, czyli najdłuższy wybieg. Finalny dystans 24,69 km w czasie 3:03:20 przy średnim tętnie 145. Traska nietypowa – na jednym z odcinków mijam Sanktuarium Maryjne w Górkach. Pod koniec biegu zasoby energetyczne skurczone do minimum. Jednak jeden banan to zbyt mało. Trzeba wyciągnąć wnioski przed kolejnym długim wybieganiem.

Po intensywnym treningu poczucie satysfakcji i zadowolenia pojawiają się niczym grzyby po obfitym deszczu. Pozytywne wibracje wypełniają me wnętrze stąd też cierpliwie biegam w pierwszym zakresie, mimo że ciało chce przyspieszyć ściągam cugle. Liczę, że w odpowiednim momencie przyniesie to upragnione efekty.

Wielu ciekawych momentów doświadczyłem biegając przez okalające ranczo małe miejscowości.  Spojrzenia pełne zaskoczenia, próby inicjacji rozmów czy też mobilizujące komentarze. Kolejne nowe doznania warte zapamiętania na mojej sportowej drodze. Warto czerpać inspirację z otoczenia. Człowiek dzięki temu może uzyskać nowe perspektywy.

Ku mojej wielkiej uciesze wraz z grupą osób pojechaliśmy w niedzielę na wspólną przejażdżkę rowerową. Uzbierała się nas szczęśliwa siódemka.

Pod bramą wejściową do Zamku w Czersku – półmetek trasy:

106

Mimo rześkiej temperatury, co stanowiło dla mnie mega zaskoczenie, na miejskim rowerze veturilo pojechała z nami Zuzanka, choć nie jest Ona mega miłośnikiem rowerowania. Pokonała swój indywidualny dystans.

Moja Żoneczka przełamująca swoje bariery. Jestem z Niej dumny ponieważ wykazała się determinacją i chęcią podjęcia walki!!!:

107

Wspólnymi siłami podbiliśmy Czersk. Momentami mało sprzyjająca pogoda nie zmusiła nas do modyfikacji planów. Nie skapitulowaliśmy. Wiejący chłodny wiatr oraz małe opady deszczu nie zrobiły na nas wrażenia. W sumie liczy się element finalny, jak również wspólne przeżywanie trasy.  W końcu fantastyczne uczucie towarzyszy człowiekowi, gdy widzi może endorfin otaczające jego samego, jak i Kompanów także kręcących pedałami w tę samą stronę.

Na dziedzińcu czerskiego zamczycha. Razem z Siostrzyczką i Championem:

108

Z Siostrzyczką w drodze na wieżę więzienną:

109

Penetrując wnętrze wieży:

110

Z tak doborowym towarzystwem nawet się nie zorientowałem kiedy wylądowałem ponownie w domu. Całkowita rewelacja. Trzeba to będzie powtórzyć przy pierwszej możliwej okazji. Podsumowując kolejne wydarzenie, które udało się pozytywnie zrealizować odwołam się do słów, z którymi całkowicie się utożsamiam: „Sport nie zna granic i potrafi być źródłem ogromnej siły.” Chrissie Wellington.

Wypełniony pokaźną porcją endorfin po cudnym rowerowaniu wieczorową porą idę pobiegać, aby na sportowo zamknąć fajny tydzień.  Mimo urlopu plan biegowy zrealizowany. Czas na pasję zawsze się znajdzie 🙂 Jest się z czego cieszyć. Nie da się ukryć, że do maratonu coraz bliżej. Pewnie dlatego wizualizacje związane z jego ukończeniem kłębią się w mym umyśle z coraz większą intensywnością.

Podziel się na:
  • Facebook
  • Twitter
  • Tumblr
  • LinkedIn
  • Google Bookmarks
  • email
  • PDF

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *