PÓŁMETEK OKRESU WAKACYJNEGO

Nie chowam głowy w piasek niczym struś. W świadomy sposób biorę odpowiedzialność w swoje ręce. Obserwując otoczenie wyciągam wnioski i podejmuję działanie. Najwyższa pora. Czas płynie nieubłaganie.
Dojrzałem do wewnętrznej świadomości, że wygrywa ten, kto jest wypełniony dumą wynikającą z tego, co robi. Poczucie dumy podnosi czoło, napawa inspiracją i finalnie doprowadza do tego, że jednostka zaczyna w sposób wyraźny i bardzo pozytywny wyróżniać się z tłumu. I właśnie w tym momencie wkraczamy w inny wymiar. W wymiar dostępny tylko dla nielicznych bowiem, jak twierdzi Wade CookJeśli przez najbliższych kilka lat będziesz robić to czego większość ludzi nie chce robić, przez resztę życia będziesz mógł robić to czego większość ludzi nie będzie mogła robić.

W piątek sprawdziłem, jak to jest pominąć windę w drodze na dziesiąte piętro tam i z powrotem. Oczywiście udało się, choć moje nogi odczuły nową formę pracy. Nabrałem jeszcze większego respektu dla Izy, która robi to notorycznie.

W takie dni, jak piątek (01.08.2014 godzina 17:00) odczuwam niebywałe poczucie dumy, że jestem Polakiem i mieszkańcem Warszawy. Jak rok, rocznie ogarnia mnie wzruszenie obserwując, co dzieje się wokół mnie w tę jedną, krótką chwilę, kiedy Stolica zamiera, aby oddać hołd Powstańcom. Chylę czoła…

94

Radość wynikającą z biegania mógłbym porównać z głośnym słuchaniem muzyki. Z chwilą, gdy skupiamy się na naszym ulubionym utworze zaczynamy „odpływać”. Pojawia się gęsia skórka, nasz mózg  wyłącza się spoza rzeczywistości i w pełni koncentruje się na doznaniach estetycznych. Tak samo tutaj: w momencie dociśnięcia, przełamania kolejnej bariery ciała i umysłu, gdzieś w uszach zaczynają rozlegać się spontaniczne fanfary. Najpierw nieśmiało, ledwie słyszalnie by z każą umykającą sekundą  rozbrzmiewać coraz to szerszym echem. Wyłania się wówczas dziewicza muzyka zadowolenia wypływająca wprost z serca. I to jest właśnie ten moment. Chwila, gdy łapiemy w dłonie indywidualnego feniksa…

Półmetek okresu wakacyjnego za mną. Postanowiłem, że będzie to dobry moment na podsumowanie tego jakże słonecznego okresu.

Wybiegi: 204 km. W czasie: 22:58:19. Realizacja zgodnie z planem.

Kręcenie na rowerze: 315 km. W czasie: 13:51:30. Lipiec całkowicie rekordowy pod kątem przejechanych kilometrów. To cieszy 🙂

Wartości całkiem zadowalające, choć ewidentnie w tym miesiącu zabrakło basenu. Już chyba wiem, gdzie znajduje się moja Achillesowa pięta 🙁

Kolejny miesiąc za mną. Nie odwracam się do tyłu. Życie zbyt szybko przemija, by trwonić czas na zbędne reminiscencje. Czas jest największym i najbardziej cennym kapitałem, jaki mam w posiadaniu. Stąd też  dysponuję nim najlepiej, jak tylko potrafię. Poza tym prę do przodu bowiem do maratonu coraz mniej czasu…

Jak zawsze inspirują mnie rozmowy z Rafałem L. dziś zapadła decyzja, że wprowadzam prohibicję. Wkraczam w ostateczną fazę przygotowań do maratonu. Odcinam kurek z alko… Sączenie tylko w przypadku wyjątkowych okazji. I basta!!! POSTANOWIONE.

Podziel się na:
  • Facebook
  • Twitter
  • Tumblr
  • LinkedIn
  • Google Bookmarks
  • email
  • PDF

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *