Sami wyznaczamy sobie granice. Dotarło to do mnie po raz kolejny. Tym razem punkt zapalny stanowił wpis na face zamieszczony przez Dar Raf – jednego z moich dalszych znajomych. W momencie, gdy zapoznałem się z Jego planami na rok 2015 pomyślałem sobie: jest to coś nieprawdopodobnego.
To się nazywa zerwać cugle i pójść z prądem marzeń. Z pewnością będzie to podróż Jego życia. Inspirujące…
Wracając do codzienności. 🙂 Człowiek jest istotą społeczną. W swojej egzystencji zatopiony jest w grupie innych ludzi. Wymusza to na nim odpowiednie zachowania i działania. W mojej opinii trzeba nieustannie pamiętać o tym, aby dzielić się dobrem, którego osobiście doświadczamy, aby w pełnym wymiarze spełniać się w naszym społeczeństwie. Zgadzam się tutaj z tezą: „We wszystkim, co robisz, masz możliwość dawania i brania. Ilekroć bierzesz, musisz postarać się również dawać” Levi Brackman. Wspominam o tym, bowiem jestem zdania, że sport stanowi doskonałą okazję do dzielenia się z otaczającym ludźmi nie tylko pozytywną energią, ale i doświadczeniami. W świecie sportu, obok zdrowej rywalizacji, można się wzajemnie wspierać, motywować, czy też uświadamiać w nowych rozwiązaniach. I właśnie ten fakt stanowi o niebywałym pięknie 🙂 Wspólnie można poprawiać jakość swojego życia.
W piątkowy wieczór powracam do zimowego rynsztunku, aby powitać pierwsze przymrozki towarzyszące mi w trakcie treningu. Spokojny, relaksacyjny wybieg zwieńczony zostaje dystansem 9,66 km w czasie 1:00:56
W sobotę wieczorem totalna sielanka. Dawno nie byliśmy z Zuzanką na imprezce… Jednak, aby zasłużyć na relaks najpierw trzeba popracować. Z samego rana startuję z treningiem. Biegając po Łazienkach Królewskich zapomniałem, że w parku mogą pojawić się wiewiórki. Mocno mi serce zabiło, gdy spośród kupy liści wykaraskała się ruda kitka i żwawo przecięła mój szlak biegowy.
Inicjując jakiekolwiek nowe działanie możemy być w pierwszej fazie przerażeni pracą, którą mamy wykonać.
Po wszystkim okazuje się, że jednak diabeł nie taki straszny. Agrykola została zdobyta aż trzykrotnie.
Po szybkim oddechu i powrocie do domu dosiadam jeszcze Authora, aby sprawdzić nową, jesienną odzież. Niespełna 15-sto kilometrowa przejażdżka uzmysławia mi, że jedynie rękawiczki są do wymiany 🙂
Z nieukrywaną przyjemnością w sobotnią noc pozwoliliśmy sobie na chwile zapomnienia świętując razem z Championem. W końcu nie samą pracą i sportem człowiek żyje… W doborowym towarzystwie regeneruję się i zbieram siły przed kolejnym tygodniem – a wyzwań będzie w nim bez liku. Koniec miesiąca stawia wysoko poprzeczkę w zasadzie na każdym polu. A ja, tradycyjnie można by rzec, nie odpuszczam tylko uderzam mocno do przodu.