BLOGERSKIE POCZĄTKI

Zapraszam na wspólną podróż po krainie pełnej wyrzeczeń, pasji, radości, jak również pokonywania swoich słabości oraz przekraczania granic, które do tej pory wydawały się niemożliwe do pokonania.

SOBOTA 26.04.2014 PIERWSZY WPIS

STARTUJEMY

TYTUŁEM INTRO

W procesie, świadomym procesie zmian trwam od ponad roku. Wszystko zaczęło się, można by rzec bardzo niewinnie, od żywności funkcjonalnej. Z każdą nowo przyswojoną informacją, kolejną z wielkimi emocjami przeczytaną książką, budziła się we mnie świadomość. Świadomość związana z potrzebą zmian. Zmian, które muszą się dokonać, aby zacząć żyć inaczej. Zrozumiałem, że mam chęć na ŻYCIE O WIĘKSZYM ZNACZENIU.

Proces zmian, któremu zacząłem podlegać powoduje, że pragnę żyć pełnią życia. Doprowadzić do stanu, kiedy to życie stanie się pasją. Kiedy po otwarciu oczu rozpocznę nowy dzień i z uśmiechem na ustach okażę wdzięczność że czeka mnie kolejna przygoda. Kolejna potyczka wiodąca mnie do realizacji wytyczonych celów.

Może w początkowej fazie motywował mnie mój poprzedni wygląd??? Sam nie wiem… Nie mogę znaleźć zdjęcia z tamtego okresu kiedy po raz pierwszy postanowiłem coś ze sobą zrobić. Może to i lepiej bowiem nie było ono zachęcające. Waga dobrze ponad 90 kg i więcej w temacie nie będę dodawał. Nie chcę wracać do tamtych chwil. Postanowiłem sobie natomiast, że zrobię wszystko aby już więcej nie dopuścić do sytuacji, kiedy to nie będę zadowolony z własnego wyglądu. Chcę się czuć, jak STALOWY RUMI zawsze kiedy patrzę w lustro!!!

Z perspektywy czasu myślę, jednak, że chodziło tu o coś zupełnie innego. Proces zmian był zakorzeniony tak głęboko w mojej świadomości, w moim umyśle, że nie było już odwrotu. Trzeba było iść. Iść do przodu… W końcu cały czas jesteśmy w ruchu. A kto z nas lubi się cofać??? Z pewnością nie ja!!! No chyba, że chcę wziąć rozbieg, ale to już nieco inna sprawa.

… Start był, jak zawsze, trudny. Pamiętam te marszobiegi z Rafciem D. i Tomaszem R. Poprosiłem ich wówczas aby mocno kopnęli mnie w 4 litery, jak będę chciał odpuścić. Ale taki moment nigdy nie nastąpił…

Pojawiły się natomiast pierwsze biegi. Na 5 km, 10 km. Zimą zamknąłem nawet 15 km w biegu na Chomiczówce przy odczuwalnej temperaturze kilkanaście stopni na minusie.

Przyszła także pora na półmaraton. W marcu 2014 udało się dokonać wyczynu, jeszcze pół roku wcześniej, niemalże niemożliwego. Fakty są natomiast takie, że medal zdobyty… Bieg zakończony z czasem 1:59:15.

Do dnia dzisiejszego przebiegłem już ponad 1125 KM. Czy to możliwe??? Sprawdziłem dwa razy. TAK!!! Liczby nie kłamią!!!

W ostatnich dniach mojego życia sporo się działo. W moim mózgu zagościło niemalże tornado. Oznacza to jedno. Kolejne zmiany. Podczas porannej przebieżki, poprzedzonej wieczorną, niezwykle budującą konwersacją z grupą ziomali na temat pasji, sukcesu, itp. w moim mózgu wyklarowała się myśl: spełnię moje kolejne marzenie: STANĘ SIĘ ULTRAMANEM!!!

I tak oto narodziła się idea pisania bloga. 🙂

CHWILA NA WDZIĘCZNOŚĆ:

Dziękuję za Wasze podmuchy wiatru, które napinają me żagle.

Iron Gregor – za otwarty umysł stanowiący kopalnię fantastycznych pomysłów, jak również inspirację; śledzę z wielką uwagą Twoją walkę z przygotowaniami do triathlonu. Jestem pełen podziwu dla Twojej systematyczności i konsekwencji, a wiem że nie jest łatwo…

Rafał L – za ogrom wiedzy przekazywanej w codziennym życiu, zwłaszcza w trakcie naszych rozmów telefonicznych. Ale przede wszystkim za szczere zaangażowanie w trakcie mojej sportowej drogi. Pisząc te słowa uzmysłowiłem sobie, że nigdy nie usłyszałem od Ciebie „NIE”.

Tomaszek (W) – pewnie o tym nie wiesz, ale często śledzę Twój profil. J Mobilizujesz mnie do działania, gdy podświadomość mówi: „nie chce mi się tym razem”, gdy nie chce mi się podnieść tyłka z kanapy. Jest to dla mnie zdrowa, męska rywalizacja, w której każdy jest zwycięzcą.

Na samym końcu, aczkolwiek na honorowym miejscu dziękuję ZUZI. Dziękuję, że ciągle to wytrzymuje. Że jest na tyle twarda, aby stawić czoła moim pasjom, które pochłaniają mnie niemalże bez reszty. A co ważniejsze dziękuję za wsparcie. Nie ma nic piękniejszego, gdy po przekroczeniu linii mety odnajduję uznanie w Jej pięknych oczach.

Kłaniam się w pas wszystkim, którzy poklepują mnie po ramieniu, dopingują, życzą sukcesów, jak również obdarzają szerokim, pełnym przyjaźni uśmiechem.

PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA:

Dzisiaj już wiem, że drabina jest oparta o właściwą ścianę. Zaczynam powolną i mozolną wspinaczkę. Jakie są zatem moje cele??? Skupię się na ten moment na tych krótkoterminowych bowiem do bycia ULTRA jeszcze długa, długa, długa droga… 🙂

14.06.2014 – VIII Bieg Ursynowa na 5 km: mam ambicję wykręcić rekord życiowy na tym dystansie;

Wspólne treningi wraz z Zuzą: moja Żona ogarnęła endo J. Mam cichą nadzieję, że będę miał nieukrywaną przyjemność biegać obok roweru, którym Ona będzie jechać;

31.08.2014 – BMW Półmaraton Praski: powalczę tutaj o wynik. Traktuję to jako ostatni egzamin przed nadciągającym Dystansem Królewskim;

28.09.2014 – 36 PZU Maraton Warszawski: dzień prawdy. Po szczęśliwym zamknięciu tego dystansu trzeba będzie po raz kolejny przekroczyć linię horyzontu.

Dość tego pisania 🙂 Jak zwykli mawiać Masajowie: „Wiedza, która nie jest w mięśniach, jest tylko szumem”. Zatem bierzmy się do roboty. Czas podjąć aktywność. DZIAŁAMY DZIAŁAMY. Organizm czeka na kolejną porcję endorfin i hektolitry rzęsistego deszczu potu…

Bez względu na to, co się wydarzy będę parł do przodu. Pozwolę sobie zwieńczyć, ten przydługi wstęp, słowami mojego sportowego mentora: „To nie przegrana definiuje nas jako ludzi, lecz to, jak przegrywamy, i to, co potem robimy” Scott Jurek

NIEDZIELA 27.04.2014 PIERWSZY TYDZIEŃ:

Uwielbiam czas, kiedy biegam. Jest to tylko mój moment. Moja chwila. Mogę ją wykorzystać jak tylko uważam.

Po tym tygodniu refleksja jest prosta: Udało się pozytywnie zamknąć pierwszy tydzień składający się na cykl przygotowawczy do DYSTANSU KRÓLEWSKIEGO. Już widzę, że nie będzie łatwo. Zaczęło się lawirowanie między obowiązkami codziennego dnia. Nie mniej jednak DZIAŁAMY DZIAŁAMY. W myśl zasady chcieć = móc. Statystykę trzeba wykonać, minimum maraton w skali tygodnia. Niech mój organizm oswaja się z wysiłkiem, który go czeka!!!

Zainspirowany wpisem zawartym w „Dziennikach zakrapianych tłuszczem” postanowiłem dokonać pomiarów. Skoro przez ostatnie kilka miesięcy zgubiłem kilkanaście kilogramów balastu, to pewnie i teraz dokonają się zmiany w moim organizmie. Zamknę je w obrębie liczb. 🙂

Chwila prawdy (jako totalny amator nie wiedziałem na czym się skupić, więc ogarnąłem to co wydało mi się istotne):

KLATKA PIERSIOWA: 95 cm;

RAMIĘ: 27 cm;

PAS: 86 cm;

BIODRA: 86 cm;

UDO: 55 cm;

ŁYDKA: 37 cm

WAGA: 76 kg;

NIEDZIELA 04.05.2014 DRUGI TYDZIEŃ:

Oswajam barani głos w mojej głowie. Stopniowo przyzwyczajam się do myśli, że trzeba wyjść z własnej strefy komfortu. Na fazę testów pożyczyłem od Rafała L. pulsometr SIGMA PC 25.10. To mój nowy technologiczny przyjaciel, z którym nie będę się teraz rozstawał w trakcie treningów. Czas zacząć budować wytrzymałość. Ostatni oficjalny bieg pokazał, że nie jestem w stanie utrzymać satysfakcjonującego mnie tempa dłużej niż 4 km (na ten moment chciałbym uzyskać 5 min/1 km).

02

Zacznę podążać ścieżką Iron Gregora – w końcu jego trener właśnie na budowaniu wytrzymałości opiera plan przygotowawczy do 1/2 Iron Mana.

Zacytuję tutaj słowa Richa Rolla, które on z kolei usłyszał od swojego trenera: „Potrzeba cierpliwości, czasu i dyscypliny. Z początku zrobisz się wolniejszy, ale tylko dzięki temu potem będziesz mógł stać się szybszy. To nie najszybszy wygrywa. Wygrywa ten, który może zwolnić najmniej. Do odnowy potrzeba wielkiej dyscypliny.”

Mój Hr Max, wynikający z jednego ze wzorów, wynosi 188. Doszedłem jednak do wniosku, że sprawdzę go jeszcze w realu robiąc w najbliższym czasie test zaproponowany przez Rafała L. Zaczynam zatem mozolne treningi w I zakresie(OWB1). I czekam na wyniki…

Obowiązków przybywa. Dobrze, że dzień coraz dłuższy 🙂 Nieco modyfikuję dotychczas obowiązujący model planowania. Większą uwagę muszę przywiązać do wspólnych koncepcji z Zuzą. Musiałem odpuścić wtorkowy trening w WOSiR bowiem ktoś powinien ogarnąć rozrastającą się dżunglę w moim przydomowym ogródku. Pranie przed weekendem majowym też przydałoby się zrealizować. Łapiąc zajawkę, czasem odcinam się od spraw codziennych. Muszę nad tym popracować.

W każdym razie no stres. Grunt to pozytywne myślenie i odpowiednia wizja poparta konkretnymi celami. Będzie dobrze.

Pierwszy, środowy trening z pulsometrem nie należał do prostych (średnie HR 139, najwyższe 149). Na 3 km zadzwoniłem do Iron Gregora z pytaniem: Czy też miałeś wrażenie, że stoisz w miejscu? Usłyszałem TAK. I to mnie nieco uspokoiło. Po 5km wszedłem w prawidłowy zakres niemalże całkowicie i trzymałem tak już do samego końca. Trzeba się zrelaksować. Wyłączyć mózg, a przede wszystkim z pełną determinacją skupić się na celu. I co najważniejsze uzbroić się w mega cierpliwość.

W głowie zaczyna się już klarować konkretny, tygodniowy plan treningowy. Trzeba się inteligentnie spieszyć bowiem uzmysłowiłem sobie, że do startu na dystansie maratońskim pozostały raptem 22 tygodnie. A muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby debiut był udany. Kiedyś, jak jeszcze uczęszczałem na zajęcia z tańca ludowego i narodowego, usłyszałem zdanie, które myślę, że zapamiętam do końca życia: Nie ważne, co robisz. Ważne natomiast jest to, abyś robił to najlepiej, jak tylko potrafisz. Konkludując: właśnie to pragnę uczynić jeśli chodzi o przygotowania do DYSTANSU KRÓLEWSKIEGO!!!

Podziel się na:
  • Facebook
  • Twitter
  • Tumblr
  • LinkedIn
  • Google Bookmarks
  • email
  • PDF

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *